19 mar 2013

Kronika Powstania Nadrzewnego Domu


A wszystko zaczęło się tak...

Za górami, za lasami...pewnego wczesno-wiosennego dnia (a był to zamierzchły rok Anno Domini 2008) zabrałam mego tatę do pewnej dużej księgarni w pewnym dużym europejskim mieście, w której to wpadła nam w ręce pewna książka z pięknymi fotografiami przedstawiającymi przeróżne domki na drzewach z całego świata. Nie mogliśmy oderwać od nich wzroku. Momentalnie wiedziałam, że to było to - miejsce, o jakim już długo marzyłam nie zdając sobie sprawy, że to dom na drzewie - mały, przytulny i ukryty wśród koron drzew.

Po całkiem kilku latach tułaczki zapragnęłam w końcu miejsca na ziemi, do którego zawsze będę mogła wrócić i czuć, że jestem w domu. W domu, którego nie muszę wynajmować za kokosy i przeprowadzać się pakując walizki tak często jak robiłam to do tej pory, lecz nie uwiązującym na stałe nadal pozostawiając wolność. Poczułam też, że chciałabym zaznaczyć swoją obecność czymś bardziej trwałym i stabilnym, co pozostanie na dłużej, gdzie będę mogła stworzyć co zechcę własnymi rękoma i wiedzieć, że za chwilę nie będę musiała zostawić tego za sobą i zaczynać od nowa. I tym oto sposobem narodziła się idea wyczarowania domku na drzewie.

Miejsce było dla mnie dość oczywiste. Las. A przynajmniej pod lasem, u podnóża gór - tam gdzie się wychowałam. Aby być z deczka dokładniejszą powiem, ze to miejsce w Beskidach całkiem niedaleko od miasteczka Szczyrk. Wielce zapalony do tego pomysłu był też już wyżej wspomniany mój tata - Ryszard Lwie Serce, co to z lasem i drzewami jest za pan brat a w wolnych chwilach karmi potajemnie leśne trolle ;). Teraz i on buduje swój pół dom na drzewie pół na ziemii, ponieważ i ziemia drogą mu więc będzie miał blisko i do ziemi i do drzew.

Pierwszego dnia budowy zjawiła się także moja miłość - Michał na miejscu zupełnym przypadkiem (nie ma przypadków) i mimo, że nasze losy nie były wtedy jeszcze przesądzone zaczęliśmy tę historię razem. Michał okazał się brylantem wśród lasów i bez jego pomocy domek nie wyglądałby tak jak wygląda dzisiaj.

Kamila... z Lasu. 


~~~*~~~

Historyja domku na drzewie zaczęła się tam gdzie rzeka sama płynie, w tej oto urokliwej dolinie zwanej przeze mnie Doliną Świetlików gdyż jest ich tu latem całe mnóstwo.


                                    ~kliknij na wybrane zdjęcie żeby powiększyć~


Platforma

Budowa zaczęła się od czterech drzew, ośmiu belek, dwóch drabin, kilku dobrych ludzi i szumu potoku górskiego.



Platformę postanowiliśmy skonstruować w taki sposób, aby żaden gwóźdź czy żadna śruba nie musiała się znaleźć w pniach drzew. Skręciliśmy więc po dwie belki razem ze sobą tak aby zacisnęły się mocno na drzewach (podobną technikę stosuje się przy budowie parków linowych).







W kwestii  platformy wielce mi pomógł mój zwinny tata, co to zbudował wcześniej swój park linowy jak również wychował się wśród drzew i lasów więc służył mi radą i pomocną dłonią przy wielu okazjach.



Tak oto wyglądała skończona platforma wraz z konstrukcją pod ściany i zaczątkiem sypialni na piętrze.


Tego pięknego dnia posililiśmy się na naszym spektakularnych rozmiarów tarasie, a następnie postanowiliśmy...


 ...założyć nowy kościół. ;)


A tak naprawdę był to zaczątek konstrukcji dachowej. Z niewiadomych nam powodów przypominał krzyż. I tak oto staliśmy się nowym odłamem kościoła - kościolem nadrzewnym ;)


Lubię opowiadać bajki.

Więc bajki ciąg dalszy...


Dach, okna i ściany


Nasz dom na drzewie ma chyba najbardziej skomplikowany kształt jaki istnieje, a to dlatego, że do pewnego stopnia podyktowały go drzewa, a do pewnego stopnia...my i nasze (często moje) zupełnie niestandardowe pomysły. Jest tam zapewne jakieś kilkanaście ścian, trzydzieści-kilka kątów i sześćdziesiąt przeróżnych kształtów geometrycznych - dlatego też zajęło nam całe wieki żeby skończyć nasze dzieło. Ale dzięki temu jest oryginalne. Wiele się nauczyliśmy w tym czasie i nosimy się z zamiarem napisania książki o tytule "Jak nie budować domów na drzewie" ;)













A kiedy nadeszła zima ściany już byly na swom miejscu...a my postanowiliśmy się zahibernować jak to niedźwiedzie mają w zyczaju, aby wznowić roboty nadrzewne wiosną.




I oto nastała wiosna...




...i lato.

W końcu skończyliśmy dach, odnowiliśmy wszystkie stare drzwi i okna, które zdobyliśmy przy remoncie starego hotelu w miasteczku nieopodal i zaczęliśmy mostek...


...mostek ten zwie się mostkiem birmańskim.



I w końcu po około dwóch latach budowa naszego domku została ukończona. I mimo kilku spędzonych tam już wcześniej nocy czy zjedzonych posiłków z przyjaciółmi oficjalnie zasiedliliśmy nasz domek na drzewie na koniec świata czyli 21.12.2012 :)

Oto i on - nasz wyśniony dom na drzewie:



























To jeszcze nie koniec opowieści. 
Odkąd na drzewach pomieszkujemy dobra passa się zaczęła. Uwolniliśmy się od wielu trudów życia o jakie nie trudno w dzisiejszych czasach i zaczęliśmy manifestować nasze marzenia łatwo i szybko. Jednym z takich marzeń były nieustające podróże...i co? Zaczęliśmy podróżować większa część roku i nie zanosi się na to abyśmy mieli przestać. To drzewa dają nam tą wolność...one też wbrew pozorom nas uziemiają w dobrym tego słowa znaczeniu. Wystarczy oprzeć się o drzewo lub dotknąć je dłonią na 15 minut a wszelakie bóle fizyczne lub zmartwienia powoli odchodzą w zapomnienie....do tego szum naszego strumyka górskiego i górskie szlaki na wyciągnięcie dłoni, a zimą białe szaleństwo...czy może być lepiej? :)

Mamy też dalsze plany co do domu na drzewie...a mianowicie łazienka tuż przy strumyku górskim na kształt chatki hobbitów cała obrośnięta zielenia, z wanną podgrzewaną ogniem, która też będzie spełniała funkcję sauny. A wyposażona będzie w wiele naszych mikstur ziołowych, lecznniczych i aromatycznych coby odprężyć sie i zregenerować głęboko. Resztę na razie zachowamy dla siebie lecz wracaj tu drogi czytelniku, a nuż Cię czymś niesłychanym zaskoczymy...

.............